# Codzienność. Czym skorupka za młodu....

Kwiecień umknął mi przez palce. Nawet nie wiem kiedy zaczęła się wiosna. Oh, tyle ostatnio się dzieje że nie wiem od czego zacząć.


Dwa tygodnie temu byłam u babci na ..countrysidzie'' I było dosłownie wspaniale. Z zapartym tchem rozglądałam się po okolicy gdzie spędziłam swoje dzieciństwo. A jako dziecko wychowywane na wsi, nie brakowało mi swobody działania i wymyślania przeróżnych zajęć które wypełniały każdy wolny czas. 

Potem jako nastolatka otoczona ciśnieniem na naukę, sięgałam wzrokiem do wielkiego miasta. Na studia. Na rozwój swojej osobowości. I tak też się stało.
Ale teraz, kiedy jestem taka miastowa, z ogromnym docenieniem patrzę wstecz. A jeszcze bardziej wytrzeszczam oczy na moją babcie. Babka ma 80tkę na karku, 300 kur, 3 kozy dwa psy i kota. Do tego zachowuje pieszczotliwą postawę względem dziadka :)  A że i w trakcie moich odwiedzin, babci nie brakowało innych zajęć, szybko zaadaptowała mnie do sadzenia cebulki na szczypiorek.
Kiedyś brałam nogi za pas i byle jak najdalej od pola. Teraz było mi niezwykle miło, popracować na roli ( wow, jak to dostojnie brzmi!). 
Potem pozbierałyśmy wysiady kurek. Niektórym kurom nie było w smak że zabieramy ich własne jajka. Jak to bywa, kury które biegają po podwórku w tej całej swobodzie nie zważają gdzie padają ich kupy. A że nieznośnym było mi skakanie od czystego miejsca do czystego miejsca na jednej nodze, stwierdziłam że pozamiatam podwórze co by było ładnie i przyjemnie. Tak chwila trwała jak najbardziej, niestety nie zbyt długo. Może z jakieś 40 minut.

Powrót do korzeni. Dzieciństwo ma niezwykły wpływ na przyszłe życie. Nawet jak chce się żyć inaczej niż nasi rodzi, to z sentymentem wracamy do przeszłości. Ja uciekłam od wiejskiego życia. Ale w tym momencie życia w którym jestem teraz,  czuje tęsknotę za życiem o wiele prostszym i wolniejszym niż te które mamy w mieście.
Ale kocham też powroty do domu.
Wizyta u babci natchnęła mnie do zagospodarowania własnym poletkiem. Cóż, patrząc na siły witalne babci i to ile wciąż robi, poczułam wjazd na ambicję. 
Moje gospodarstwo ma 11 mk. Zasadziłam cebulki na szczypiorek, kupiłam lawendę, goździki, poziomki i konewkę.  Uszyłam obrus na tarasowy stół i zaraz zbieram się do obszycia poduszek.
Brzmi to wszystko ironicznie. Ale cieszę się tak strasznie że mam choć tyle. Bo to ja tu decyduję co i jak ma być. Każda wyrośnięta roślinka, którą zasadziłam to radość. Bo zrobiłam to by myself.
Choć mam ochotę na więcej. A wzrokiem sięgam gdzieś na countryside. Gdzieś nad polską Toskanię.
Wierzę że jest to możliwe i wcale nie wiąże się to z bycie wieśniokiem :) 
Mam tak wiele pomysłów które mogłabym realizować na oddalonym terenie, bez galerii, czerwonych świateł, stacji benzynowych.
Ah, tylko lasy i śpiewające kosy.
Wszystko idzie w tę właśnie stronę. No w końcu mam mega starego Łucznika który ma mi ,,przynieść sławę i bogactwo''.


Trochę ze wsi




Trochę z mojego poletka


Odkryłam nowy talent. Uprawy spod mej ręki owocują w koty w doniczkach.  Talent, co?

i coś po całym dniu,

Na zdrowie!

E.








Komentarze