Steamcream. Moja ocena.

Tak, wiem! Ameryki Steamcream'em nie odkryłam i post ten również nie będzie odkrywczy bo już wiele można u szanownych blogerek poczytać na jego temat. A ponieważ są to rzeczy w kółko powtarzane, dodam coś od siebie.  Należy tu uwzględnić fakt, iż nie dostałam Steamcream'u przed sekundą i z radości, że mam go i Ja, nie opiszę to że w ogóle go mam. Nie abym piła do pozostałych, choć gdzieś to się wyczuwa czytając wszystkie te opinie na jego temat.
No dobra, do rzeczy...



Po raz pierwszy o Steamcream'ie przeczytałam na facebook'u przy okazji postu sponsorowanego przez Naturmedicin- główny dystrybutor kremu na Polskę. Na zdjęciu reklamy widniała piękna Pani blondynka, z idealnie wyregulowanymi, pogrubionymi brwiami, małym noskiem i nadętymi ustami. Och, jakie to wszechobecne! W dłoni tej Pani modelki widniało przepiękne opakowanie omawianego kremu. To był główny argument -urocze pudełeczko- by zainteresować się tym, cóż to takiego.



Oprócz pięknego pudełka, które bez wątpienia jest dobrym i skutecznym chwytem marketingowym, sama teoria łączenia wyciągów, olejków i absolutów z bazą poprzez parę, wydało się bardzo interesujące. I jest!



Zalety
Urzekła mnie przede wszystkim konsystencja kremu. Taka puszysta, napowietrzona. Gładka i mięciutka. Nie znam odpowiedniejszych wyrażeń dla tej zaskakującej formuły kremu.  Absolutny plus tego produktu!

Zapach. Mocno lawendowy. Ziołowy. Nie każdemu przypadnie do gustu. Moim zdaniem, piękny choć i intrygujący. Wynika on z faktu użytych olejków eterycznych, z tego też względu jest ulotny i utrzymuje się dosłownie przez chwilę. Więc nawet gdy ktoś go nie znosi, nie powinien się obawiać o zawroty głowy.

Działanie. Używam Steamcream'u od miesiąca. Ze względu na pracę w laboratorium, przebywam w środowisku oparów z etanolu, chloroformu itp. Przez rok pracy, moja skóra bardzo się uwrażliwiła. Tak jak nigdy nie miałam problemu z suchością cery  i uczuciem ściągania, tak teraz jest to problem dnia codziennego. Zauważyłam znaczną poprawę. Powtórzę...ZNACZNĄ.

Głównie zauważyłam że
- nie mam uczucia mocno opiętej skóry.
- zaniknęły drobne, łuszczące się, martwe płatki naskórka.
- jest znaczna poprawa ogólnej kondycji cery,
- rumień ustał, naczynia kapilarne nie reagują agresywnie na czynniki mechaniczne
- mam przyjemne uczucie dobrze nawilżonej skóry.

Wszechstronność. Steamcream kupiłam głównie z myślą o twarzy, jednak jest on tak kompatybilny że bez problemu można stosować go na całe ciało. Do rąk jest idealny.

Chłonność. Krem rzeczywiście dobrze wnika w skórę i nie zostawia nieprzyjemnego filmu. Pozostawia natomiast uczucie sprężystej skóry, aksamitnej, odświeżonej. Duży nieprzesadzony plus.!

Składniki. Bogate.Naturalne. Logicznie skomponowane. Znajdziemy tu zarówno wyciągi stricte nawilżające, ale i łagodzące stan podrażnienia (wyciąg z rumianku), odżywiające (olejek ze słodkich migdałów), coś anti-aging (absolut różany), składniki równoważące wydzielanie sebum (  absolut z kwiatu pomarańczy).
Tak więc każda cera znajdzie tu coś odpowiedniego dla siebie. Jako całość jest to dla mnie mistrzowskie połączenie, skompresowanie wielu kremów w jednym opakowaniu. Bez obaw odnajdzie się tu ktoś z cerą wrażliwą, naczyniową, trądzikową, starczą, odwodnioną i z tą której w naszych czasach praktycznie już nie ma....czyli cera normalna :)

Cena.   Regularna cena to 62 zł za 75 ml. Naturmedicin współpracuje z blogerkami więc można czasami trafić na promocję na blogach. Ja właśnie tak skorzystałam. Niestety nie pamiętam u której blogerki, ale zapłaciłam 50 zł. Czy to dużo? Czy to mało? Moim zdaniem optymalnie. Porównując działanie tego kremu i jego ceny do kremu intensywnie nawilżającego z Yves Rocher z linii Hydrate gdzie za 50 ml zapłacimy 40 zł a na pierwszym miejscu w składzie tego kremu jest woda i parafina, to wybór staje się oczywisty.

Idealny na prezent. A wszytko to dlatego że oprócz realnego działania kremu, można wybrać opakowanie wedle gustu. Do mnie to przemawia. Bardzo lubię moje opakowanie i wiem jak je ponownie wykorzystać :)



Moje wskazówki

Jak ze wszystkim, również i z tym cudem należy zachować umiar aby nam służył wedle przeznaczenia. Dlatego jeżeli macie cerę wrażliwą, tłustą to krem ten najlepiej sprawdzi się na noc. Na dzień może okazać się obciążający i nie nadający się pod makijaż, co by zaraz nie spłynął z twarzy.  Dla cer ekstremalnie suchych jako baza pod makijaż, jak najbardziej.
Pamiętać też trzeba że krem ten nie zawiera filtrów. W szczególności teraz, kiedy idzie wiosna i słońce muska nasze ciałka jest to fakt niezwykle ważny. Tu również dodatkowo  dodam do pielęgnacji codziennej krem krem z filtrem lub zastosuję podkład z UV.

Szczegółowe informację o kremie można przeczytać na oficjalnej stronie dystrybutora.

To tyle ode mnie. Otwieram kolejne pudełeczko. Choć już mam upatrzony kolejny krem, tym razem naszej rodzimej marki. Ale to temat na potem:)

Obyczajownia E.


Komentarze

Prześlij komentarz